Witajcie!
Jak już wiecie wcześniej pisałam na temat jednego z wielu cieni w kremie od Maybelline. Kolor, który opisywałam to czarny matowy (60 - Timeless Black). Używam go jako podkreślenie, uwydatnienie Smoky Eye, bądź jako zamiennik eyelinera, kredki. Nie jest to jedyny kolor jaki posiadam. Również z tej edycji gorąco polecam odcień stonowanego złota - On and on Bronze. W połączeniu z innymi cieniami lub sam idealnie nadaje się do makijażu na co dzień. 
W Polsce niestety mamy bardzo okrojony wybór dostępności kolorów nad czym strasznie ubolewam. Są to moje ulubione cienie! :)
Dlaczego znów piszę o tym samym..? Jakiś czas temu firma Maybelline wypuściła na rynek nową serię czterech cieni w kremie, matowych, w odcieniach cielistych. Z racji tego, że lubię być na bieżąco z nowościami kosmetycznymi, postanowiłam przetestować tą nowość! :) Po obejrzeniu dokładnie wszystkich czterech testerów zdecydowałam się na zakup Crème De Rose 91. Wydał się najbardziej przybliżony moim gustom, natomiast szykuję się jeszcze do nabycia koloru waniliowego Crème De Nude 93. 

Cena ok.: 
25 zł / 1szt. - Rossmann, inne drogerie 
15 zł / 1 szt. - ezebra.pl

Nawiązując do tego, czy cienie  tej serii wszystkie są faktycznie matowe... No więc, prawda jest taka, że w przypadku Crème De Rose i Crème De Nude jest to prawdą, natomiast już w Creamy Beige i Vintage plum w świetle można dostrzec malutkie drobinki, przez co efekt po nałożeniu może wydawać się bardziej satynowy, niż matowy.
Crème De Rose i Crème De Nude są świetne w użyciu jako cienie bazowe.


Komentarz:
Crème De Rose - jasny beż wpadający mocno w odcień brudnego różu. Po aplikacji na powiekę jest bardzo delikatny, kremowy, w pełni matowy, dobrze się rozprowadza. Jeśli cienie w kremie nakładamy na całą powiekę to polecam aplikować je pędzlem ściętym. Lepiej się rozprowadzają i mają lepszą wydajność. Pigmentacje oraz trwałość oceniam na wysoką skalę. Nałożone na skórę szybko zastygają, nie rolują się, nie zbierają się w załamaniach.

Ocena: 5/5